
– Nie ma zmowy cenowej, nie windujemy cen celowo – mówią reporterce RDN sprzedawcy z tarnowskiego Burku
To ich komentarz do pytań i spekulacji mieszkańców regionu dotyczących kosztów zakupów na najpopularniejszym miejskim placu targowym.
Zdaniem kupców, rosnące ceny produktów są spowodowane wysokimi kosztami utrzymania miejsca handlowego.
– Miesięczne koszty wynoszą nawet 3 tys zł – mówią sprzedawcy.
Wchodzą w to opłaty giełdowe, czynszu i mediów.
– Koszty za duże – po prostu. Żeby za taki kiosk płacić 700 zł? To jest troszkę za dużo.
Jak co roku wraca także temat nieuczciwej konkurencji.
Mowa o osobach, które prowadzą handel obok Burku, nie płacąc za miejsce.
– Tamte panie sobie swobodnie handlują, a my co? Nas się zostawia. Nie może być tak dalej jak jest. Albo jesteśmy wszyscy równi i możemy handlować tak samo, ale jest jeden gorszy drugi lepszy.
Niejednokrotnie na Burku interweniowała Straż Miejska, która może w takim przypadku wystawić mandat.
– Teren placu jest wyznaczony przez pawilony. Te osoby, które handlują przykładowo na chodniku, stoją w pasie drogowym. Tam jest napisane – zakaz handlu. Opłata targowa nie daje pozwolenia na handel w tym miejscu. Od tego mamy Strażą Miejską, która powinna tego typu kontrole przeprowadzać – mówi zastępca dyrektora Targowisk Miejskich w Tarnowie, Karol Franz.
Komendant dodaje, że kontrolowanie nielegalnych miejsc handlu to walka z wiatrakami.
– Zawsze mówimy, że w danym miejscu nie wolno handlować i przenosimy te osoby, jeśli są wolne stoły, na plac. To jest tak: przejdzie, za godzinę wróci, bo wie, że tam ma pewną klientele. To jest taka walka z wiatrakami. Służby raz na jakiś czas przeprowadzają kontrolę, ale kontrola się skończy, a oni wracają.
Mandat za nielegalny handel może wynieść nawet 500 zł. Jeśli sprawa trafi do sądu, może to być grzywna od 20 zł do 5 tys zł.